Zaczynamy więc kwietniem. Umówmy się, że dość niedawno przebyte kolejne urodziny skłoniły mnie do podsumowań ;)
Co się działo w kwietniu?
Postanowiłam zainteresować się w końcu Instagram'em. Lepiej późno niż wcale ;) Ma on faktycznie pewne zalety i pora była ku temu najwyższa. Zapraszam Was tutaj: insta :)
Żeby mieć głowę pozbawioną stressów i negatywnych myśli oraz cudzych problemów (pacjenci opowiadają o swych sprawach a we mnie to potem zostaje), wybrałam się na przyjemny zabieg.
Właściwie, to zabieg czekał już na mnie jakiś czas w postaci Groupona- prezentu choinkowego ;) Od pewnego czasu zniechęciłam się do grouponów, gdyż zdarzało nam się trafiać na gorszą jakość usług albo na realizację kuponów wyznaczano nie realne terminy (np. w środku tygodnia w godz. 9:00- 12:00). Przestaliśmy więc kupować te "okazje". Tym razem, skoro już dostałam, postanowiłam dać szansę i... baaardzo mile się zdziwiłam. Zabieg odbywał się w dotyk orientu na warszawskim Mokotowie. Ponieważ byłam tam po raz pierwszy, zasugerowano mi tradycyjny zabieg balijski, jako ich sztandarowy produkt. Obsługa bardzo miła, pełen relaks, także planuję tam wrócić w wolnej chwilce. Co więcej- mają własne miejsca parkingowe, co w tym kawałku miasta, stanowi dużą zaletę.
![]() |
wejście niepozorne, ale warto |
Potem, na fali "dbam o siebie" postanowiłam wybrać sobie nowe staniki u zaprzyjaźnionej brafitterki (gorąco polecam) w Satine. Przy okazji dowiedziałam się ze zdziwieniem, że to już najwyższa pora na dobór kostiumu kąpielowego.
Miałam tylko dylemat- arbuzowo-pomarańczowy czy wersja raczej sportowa. Stanęło na obu a ponieważ w kompletach kostiumów robią giga-majty postanowiłam, że "domówię" do tego jedne czarne stringi kąpielowe, bo do obu będą pasowały.
W ramach oryginalnego spędzania weekendu postanowiliśmy wybrać się na Wyprzedaż Magazynów Wojskowych.
![]() |
opisany sprzęt na środkowych zdjęciach |
Z ciekawostek- znaleźliśmy nieużywany unit: sterylizator z myjką (do narzędzi zabiegowych) oraz aparat RTG z ramieniem C. Nówki sztuki, zapakowane w skrzynie i bez śladów użytkowania. Nawet zastanawialiśmy się przez moment, czy nie kupić, lecz doszliśmy do wniosku, że mógłby być kłopot z atestacją. Znacie jakiegoś weterynarza, który potrzebuje takiego sprzętu? W leczeniu zwierząt może nie ma tak wyśrubowanych wymogów.
![]() |
na zdjęciu w lewym górnym rogu uważny obserwator może zauważyć lecące gołębie ;) |
Zaś w kolejny weekend nadszedł czas na długo już planowaną wycieczkę do Cytadeli. Więcej zdjęć w poście, nie chciałam się tutaj powtarzać.
Ponieważ zdecydowanie, aczkolwiek z przerwami, pojawiła się wiosna, nadszedł czas na prace ogrodnicze. W tym roku stanęło na sasankach, prymulach i truskawkach (dzieci nabyły je w ilościach iście hurtowych, więc spodziewam się zdecydowanej przewagi truskawek).
Jeśli chodzi o zajęcia kuchenne (trzeba jednak coś jeść), to z deserów wybraliśmy muffinki cynamonowo- żurawinowo-pomarańczowe (z przepisów Nigelli)- pyszne i aromatyczne, a z dań wytrawnych- zupę krem z porów, oczywiście z grzankami (grzanki rządzą).
Poza tym wszystko inne przebiegało zwyczajnym (na szczęście) torem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz